Mali bogowie – o realiach polskiej służby zdrowia
Nie przepadam za książkami napisanymi w formie wywiadów czy też krótkich anegdot. Kiedy jednak co rusz zaczęłam na trafiać na zdjęcia i opinie o książce „Mali bogowie”, to z czystej ciekawości otworzyłam ją na Legimi. Tematyka książki jest dla mnie o tyle ciekawa, że z racji przewlekłej choroby sama często krążę od jednego lekarza do drugiego. Dodatkowo mam również kilku znajomych pracujących w służbie zdrowia, którzy niejednokrotnie raczyli mnie różnymi opowieściami. Chciałam więc skonfrontować moje osobiste doświadczenia i to co do tej pory słyszałam z tym, co zostało opisane w książce „Mali bogowie”
- Autor: Paweł Reszka
- Tytuł: Mali bogowie
- Gatunek: współczesna, reportaż, wywiad
- Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
- Liczba stron: 336
Jak wspomniałam na początku: specyficzna forma książki „Mali bogowie” niekoniecznie każdemu przypadnie do gustu. Rozmowy z różnymi lekarzami, rezydentami przeplatane są, w sumie bardzo krótką, historią autora. Zatrudnił się on incognito w jednym z polskich szpitali. Obraz polskiej służby zdrowia jaki się z książki wyłania naprawdę daje do myślenia, a wręcz budzi przerażenie.
Mali bogowie – czyli paranoje systemu
Z jednej strony widzimy tragiczną sytuację młodych lekarzy, lekarzy z powołania, którzy po latach ciężkiej pracy, po latach kosztownych studiów czy szkoleń otrzymują śmieszne pieniądze. Dla mnie to po prostu paranoja, że osoba z taką wiedzą, biorąca na siebie tak cholerną odpowiedzialność za nasze zdrowie i życie – za normalny, 8-godzinny etat zarabia mniej niż pierwszy lepszy pracownik z innego sektora. Pracownik ze zdecydowanie niższym wykształceniem, którego odpowiedzialność wobec innych ludzi, społeczeństwa jest wręcz żadna. Na pewno największym problemem jest tragiczna organizacja całej służby zdrowia. Rozmaite wytyczne z NFZ, które mają na celu nie dbanie o przeciętnego obywatela, lecz szukanie choćby złotówki oszczędności.
Z drugiej strony „Mali bogowie” pokazują obraz wypalonych, sfrustrowanych i zmęczonych lekarzy. Chcąc zarabiać – jak dla mnie zupełnie słusznie – pieniądze rekompensujące czas, trud i inwestycje włożone w szkolenia: przenieśli się do sektora prywatnego. Często jednak w pogoni za godnym wynagrodzeniem stracili zainteresowanie pacjentem. Stał się dla nich kolejnym „klientem”, który zapłaci i zaczęli iść nie na jakość lecz na ilość.
Książka jest według mnie obowiązkową pozycją dla osób, które narzekają na podejście personelu państwowej służby zdrowia do nas, pacjentów. Równocześnie powinna to być przymusowa lektura dla wszystkich urzędników NFZ. De facto to oni decydują o tym kogo i jak leczyć, za jakie pieniądze. A tak naprawdę nie mają bladego pojęcia o tym jak wygląda proces leczenia danej choroby.
W moim przekonaniu to również my, pacjenci, powinniśmy zacząć działać. W kierunku tego, żebyśmy zostali objęci taką opieką medyczną, jaka jest w danym momencie potrzebna, a nie taką, na jaką stać konkretną jednostkę organizacyjną. Dopóki kornie będziemy godzić się na takie funkcjonowanie NFZ, dopóki z bezsilności, braku czasu będziemy wyciągać z kieszeni dodatkowe pieniądze na leczenie prywatne – nie zmieni się nic.
Do napisania!
Jako psycholog i osoba niepełnosprawna chętnie przeczytam.:)
Recenzja bardzo kusi. Przyznam, że jak trafie… przeczytam, choć tematu się bardzo boje, nienawidzę chorób i lekarzy, bo mam je na co dzień, ale uciec się nie da!
Dla mnie wędrówka po lekarzach to też codzienność, ale tym bardziej warto przeczytać! Bo choć mam paru znajomych w służbie zdrowia, i co-nieco wiedziałam juz o tym, jak niektóre rzeczy wyglądają „od środka”, to jednak książka jeszcze bardziej otwiera oczy na to całe szambo :/
Przepraszam za literówki 🙁 Mam dorosłą niepełnosprawną córkę i bardzo dorosłą niepełnosprawną (już ) mamę -to ewokuje niestety lekarzy… ale się bronię 🙂