Chyba nie ma już osoby, która by nie słyszała o tragicznym wypadku, który miał miejsce w escape room w Koszalinie. W miniony piątek grupka dziewczyn – bawiących się w tym miejscu z okazji urodzin jednej z nich – zmarła z powodu zatrucia się gazem. W lokalu miał również miejsce pożar, który sprawił, że pomoc nadeszła za późno.
W sumie miałam o tym nie pisać, bo sprawa została już wystarczająco rozdmuchana, ale po wczorajszej rozmowie ze znajomym, i dzisiejszym zalewie idiotycznych (jak dla mnie) postów na Facebooku, które rzuciły mi się w oczy – stwierdziłam, że jednak wyklikam kilka zdań od siebie.
Zdecydowana większość osób wie, czym są escape roomy, ale jeśli ktoś się uchował, to najpierw kilka zdań o samej idei tego typu rozrywki.
Escape roomy powstały końcem lat 80-tych ubiegłego wieku jako gra komputerowa, a obecnie przeżywają rozkwit, jako miejsca przeniesione z wirtualnej rzeczywistości do naszego życia offline. Pomieszczenia, często całe ich kompleksy lub nawet budynki, gdzie określona liczba osób zostaje zamknięta wewnątrz. Mają podany limit czasu na to, by za pomocą zostawionych tam wskazówek i sprytnie schowanych przedmiotów znaleźć z nich wyjście. Bardzo często escape roomy są urządzone są tematycznie – nawiązują do konkretnej książki, filmu lub jakiegoś wydarzenia.
Czy to nie cudowne, że w naszym świecie, zdominowanym obecnie przez internet, życie i kontakty online powstało coś, co odrywa nastolatki (jak również dorosłych) od ekranów komputerów i smartfonów? Wspólne wyjścia, zespołowe działanie i coś, co wymaga zastąpienia bezmyślnego klikania myszką logicznym myśleniem?
Jak to często bywa – po wypadku w Koszalinie pojawiła się masa głosów przeciwko escape roomom. Tak, wszystkim escape roomom, całej ich idei, a nie przeciwko temu konkretnemu obiektowi. Po kolejnym wpisie, tak krzywdząco generalizującym, stwierdziłam, że wtrącę swoje przysłowiowe trzy grosze.
Ilu z Was słyszało wcześniej o takim wypadku? Pewnie niewielu: ja przyznaję, że pierwszy raz, ale wiedząc o skali popularności escape roomów śmiem przypuszczać, że jakieś wypadki się zdarzają. Jednak o ile częściej słyszy się o wypadkach w wesołych miasteczkach czy innego rodzaju parkach rozrywki, ogrodach zoologicznych? A może ktoś z Was pamięta słynny swego czasu pożar na koncercie zespołu Golden Life (Golden Life w hołdzie ofiarom nagrał później utwór 24.11.94, który z pewnością niejeden raz słyszeliście).
Czemu po takich wypadkach: nadal grane są koncerty, wciąż działają parki rozrywki, zoo etc.? Bo nie można generalizować. Bo za konkretnym wypadkiem stoi konkretny człowiek/firma: ich zaniedbanie, niewiedza, chęć zysku – a nie sam pomysł na działalność danego rodzaju. Niestety na fali emocji łatwo wieszać psy na całym środowisku zajmującym się jakąś działalnością, trudniej na chłodno oceniać. Ludzie zapominają jednak, że ten hejt wylewany w sieci, te wszystkie niesłuszne oskarżenia zostają: i w sieci, i w pamięci innych osób.
Jeśli można tu winić kogoś, poza właścicielem tego escape roomu w Koszalinie, to nasze władze, które – jak zwykle – nie nadążają z ustawodawstwem, wytycznymi, które powinny być ściśle przestrzegane w tego rodzaju działalności. Bo tak, escape room może być niebezpieczny. Jak każdy budynek, gdzie doprowadzone są prąd czy gaz. Tu dodatkowo mogą pojawiać się różne mechanizmy sterowane komputerowo czy zasilane prądem, źródła otwartego ognia (zapałki, świeczki). Niestety nie każdy właściciel firmy ma tyle wiedzy (lub chęci by ją zdobyć), żeby przewidzieć wszystkie możliwe zagrożenia. I tu jest miejsce rządu i instytucji państwowych: by po konsultacjach ze specjalistami powstały konkretne wytyczne, obostrzenia.
Na tym zakończę i zostawię Wam to do przemyślenia. Wraz ze podsumowaniem, które każdy powinien mieć przed oczyma, nim zacznie krytykować jakieś środowisko czy zawód:
Nie generalizuj! Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Bo kiedyś może trafić na Ciebie, i Ty zostaniesz zmieszany z błotem za przewinienia „kolegi po fachu”.
Sama miałam o tym napisać. Jako osoba, która regularnie chodzi do escape roomów i zna branżę od kuchni (przez pół roku byłam Mistrzem Gry), z ogromnym zdziwieniem czytałam komentarze internautów. Przez amatorski pokój, w którym doszło do nieszczęścia, cierpi cała branża. To nic, że kontrola nie wykaże błędów, w escape roomie będzie panic button, nowoczesny monitoring i stałe łącze z wszystkimi graczami. Z tyłu głowy każdy będzie miał sytuację z Koszalina. Mało kto pozwoli się zakuć w kajdanki czy przywiązać do krzesła, na co niektórzy nie godzili się nawet przed tragicznym pożarem. Tak jak napisałaś, nieszczęścia zdarzają się wszędzie, a do pożarów dochodziło i nadal będzie dochodzić. Niestety, ci którzy wyrobili sobie własne zdanie bez choćby jednej wizyty w escape roomie, prawdopodobnie nigdy go nie zmienią, bo wszelkie pokoje będą omijać szerokim łukiem.
Niestety – taka natura ludzi, że lubią „hurtem” osądzać po jednym, głośnym, wydarzeniu. Przykre to, że zamiast włączyć logikę, to idą tłumnie za jednym czy drugim panikarzem, który miesza całą ideę z błotem przez niekompetencje, jakie pojawiły się w jednym miejscu.