Cześć,
dziś będzie o książce, która przykuła moją uwagę na długie godziny. Z ledwością odrywałam się od niej na kilka chwil by – byle szybciej – wykonać codzienne czynności, i szybciutko wracałam do lektury. Mam nadzieję, że nie macie dość kryminałów, bo dzisiejsza pozycja należy do tego właśnie gatunku.
Cykl: Lacey Flint (tom 2)
Format/Liczba stron: 412
O czym jest książka?
Psycholog pracująca na Uniwersytecie Cambridge zauważa niepokojąco wysokie statystyki zgonów wśród studentek. Przerażające jest to, że wszystkie śmierci wyglądają na samobójstwa, choć rachunek prawdopodobieństwa temu przeczy. Do akcji włącza się londyńska policja i wysyła tam Lacey, młodą policjantkę, która ma się wcielić w jedną ze studentek. I zaczyna się koszmar – Lacey zaczyna źle się czuć, dręczą ją makabryczne sny, wydaje się, jakby ktoś się na nią uwziął. Również w domu doktor Evi również zaczynają się dziać dziwne rzeczy. W ciągu zaledwie kilku dni życie kobiet zamienia się w oczekiwanie na kolejną udrękę. Czy Lacey i pomagający jej inspektor Joesbury będą w stanie rozwiązać zagadkę samobójstw?
Moje wrażenia:
Książka jest kontynuacją serii o młodej policjantce Lacey. Niestety nie miałam okazji czytać pierwszego tomu, ale nie przeszkadza to w zagłębieniu się w niniejszą historię. Od samego początku książka niesamowicie wciąga, zagadka niezwykłej liczby samobójstw intryguje od pierwszych stron. Wraz z Lacey poznajemy klimat miasteczka uniwersyteckiego, obserwujemy jej starania by dobrze odegrać swoją rolę, a jednocześnie zastanawiamy się, kto jest „mordercą”. Lacey jest być może z lekka irytującą postacią ale nie przeszkadza to w odbiorze książki. W pewnym momencie zaczynamy się domyślać tożsamości sprawcy, ale mimo to napięcie nie znika, bo chcemy się jeszcze dowiedzieć w jaki sposób cała sprawa została zorganizowana. Książkę czyta się świetnie, nawet nie wiem, kiedy mi minęły te godziny przy niej spędzone.