Social media – co mnie w nich irytuje? Parę słów o blogach.
Postanowiłam sobie trochę ponarzekać 😉 W kilku postach napiszę o tym, co w czytelniczo-blogowym światku mnie drażni i irytuje. Na pierwszy ogień idą blogi, nie tylko książkowe!
Krok pierwszy: jak założyć bloga
A raczej, o czym warto pomyśleć, i czego nie robić!
Zazwyczaj nasza przygoda z social mediami zaczynała się od założenia bloga na Bloggerze. Chociaż obecnie zdecydowanie większą popularnością cieszą się Instagram czy Facebook, to na blogi jeszcze czasem też ktoś zagląda 😉 Tak więc na pierwszy ogień pójdą mniejsze i większe grzeszki blogerów. I żeby nie było: niektóre z nich sama kiedyś popełniałam!
Nazwa bloga
Zakładamy bloga, wymyślamy nazwę i co? Zajęta. Ok, dopiszmy nasz rocznik urodzenia, lub inne cyferki i będzie ok! No nie. NIE i koniec. Z marszu odrzucają mnie takie nazwy blogów, kojarzą z onetowskimi pamiętniczkami sprzed 15 lat i muszą mieć naprawdę świetny kontent, żebym tam wróciła. Rzecz druga, choć nie mniej irytująca, to brak oryginalności w nazwach w ogóle. „Biblioteczka…” – Kasi, Frani, Zdzisia. „Książki…” Marty, Zuzy i Józka. Serio? Po pierwsze: kto to spamięta? Po drugie nigdy nie możesz mieć pewności, że nie zechcesz dorzucić innej tematyki. Nie będę tu ściemniać, i pisać, że NTB rodziły się w bólach przez setki godzin kombinowania. To był czysty fart, taka żaróweczka w głowie i już. Kojarzy się z książkami? Kojarzy. Ale „bestseller” to przecież nie tylko książka, więc mamy otwarte drzwi, by pisać o innych rzeczach.
Blogger na początek nie jest zły, ale jeśli myślisz o blogowaniu na poważnie, to choćby sama domena to podstawa. Końcówka blogspot.com – no nie czarujmy się, nie wygląda profesjonalnie. To samo tyczy się darmowego WordPressa czy innych witryn oferujących bezpłatny hosting. Nie sprawdzałam w innych miejscach, ale własną domenę najłatwiej podpiąć chyba właśnie na Bloggerze i WordPressie. Nie jest to duży koszt: na polecanym często (także przeze mnie) OVH.pl pierwszy rok to tylko 12 zł z groszami, kolejne lata – ok. 50 zł (za standardową domenę .pl, bo bardziej zmyślne końcówki są z reguły droższe). Nawet jeśli porzucisz bloga po kilku miesiącach, to 13 zł nie jest majątkiem, którego będzie żal.
Jak Cię widzą…
Jesteśmy wzrokowcami i pierwsze wrażenie ma duże znaczenie. Nie twierdzę, że nasz blog wygląda idealnie: bo dla każdego ideałem będzie coś innego. Ale wybaczcie: dwie kolumny boczne z pięćdziesięcioma kolorowymi banerkami, do tego menu na 10 linijek gwarantują oczopląs u większości odwiedzających. Dodajmy jeszcze do tego 6 różnych fontów, wzorzyste tło i nagłówek, na którym jest wszystko i nic. Efekt odstraszający murowany.
Co do wyrównywania tekstu zdania są podzielone. Webmasterzy zalecają, by tekst był wyrównany do lewej strony: ja jednak, przyzwyczajona do takiego formatowania w książkach, wolę, by był on wyjustowany (czyli wyrównany do obu boków równocześnie), tak, jak jest to u nas. Zgrzytam natomiast zębami, jak czytam coś wyśrodkowanego lub – tak, takie kwiatki też widziałam – wyrównanego do prawej strony! Oczywiście nie mam tu na myśli jednego czy dwóch zdań wyróżnionych w taki sposób, jakiegoś cytatu. Jednak całość tekstu wyrównana inaczej niż justowana lub do lewej krawędzi sprawia, że niechętnie wracam w takie miejsce.
Za trendami wszyscy sznurem
Jakiś czas temu pojawił się w blogosferze beauty i lifestyle (a później rozprzestrzenił wszędzie) trend na bardzo minimalistyczną szatę graficzną bloga. W kwestii czytelności wypowiedziałam się wyżej i o ile tej nie można odmówić takim blogom, to jak dla mnie moda ta stała się przesadna. Białe tło, w roli nagłówka czarny napis z małym kolorowym detalem, i ten sam kolor w śladowych ilościach w kilku innych miejscach. Jeśli takich blogów byłoby 5 na krzyż, to jeszcze uznałabym to za swego rodzaju wyróżnik. Jednak na fali zachwytu 80% blogów upodobniło się do siebie, a jeśli tematyka podobna, to czasem trzeba się chwile zastanowić, czy na pewno trafiło się tam, gdzie się chciało 😉
Content bloga
Nie jesteśmy zawodowymi recenzentami i nasze wpisy to – chcąc je zaszufladkować – raczej opinie, a nie recenzje. Jednak staramy się robić własne zdjęcia. Dbamy o to, by wpis miał te 2 tysiące znaków: tyle, ile zalecane jest jako niezbędne minimum zarówno dla komfortu czytelnika, jak i wyszukiwarek.
Chociaż zmienia się to na lepsze, to nadal trafiam na wpisy, gdzie wrzucona jest goła okładka z neta, 80% wpisu stanowi opis z okładki (lub ze strony producenta, jeśli wyjdziemy poza blogosferę książkową). Do tego trzy zdania: „Czytało się fajnie. Okładka jest piękna. Książka jest świetna”. The end. Poważnie?
Albo blogerki „modowe” – a raczej aspirujące to tego miana piętnastoletnie dziewczyny. Nie, nie zabraniam im starać się w to wkręcić, skoro to lubią. Ale czy naprawdę „outfitem” można nazwać koszulkę + spodnie/spodenki/spódniczkę, które w lekko zmodyfikowanej kombinacji przewijają się przez 20 wpisów?
O powtarzalności tematów pasowałoby napisać osobny post. W dużej mierze jest to wina Wydawców/producentów, którzy dla współpracujących blogerów wysyłają paczki hurtem. Ale swoje dokładają sami blogerzy (patrz akapit powyżej ↑). Bo skoro dana książka, przedmiot są „modne” i na czasie, no to przecież „– Ja nie będę gorszy!”
Powyższy wpis w dużej mierze zawiera moje subiektywne odczucia, więc proszę nie traktować go personalnie. Lecz zostawiam do przemyślenia.
Myślę, że masz bardzo dużo racji w tym co piszesz. Blogując teraz warto do tego podejść trochę bardziej poważnie, poszukać własnych wyróżników oraz wykreować swój styl. Też nie ogarniam tego czasem bezmyślnego dążenia do tego co jest trendy, w ten sposób rezygnując z tego co jest dla nas unikalne. Zdecydowanie założenie bloga powinno być poprzedzone przemyśleniem wszystkiego (od strategii po wygląd i realizację), by strona sprawiała dobre wrażenie i była naszą doskonałą wizytówką 🙂