Po lekturze pierwszego tomu książki z serii „Wendyjska winnica”, jakimi były „Cierpkie grona”, przyszła pora poznać dalsze losy bohaterek. Drugi tom serii, zatytułowany „Winne miasto”, dostarcza nie tylko nowych bohaterów powieści, ale przenosi nas częściowo w zupełnie inne miejsce, jaką jest Zielona Góra.
I choć można uważać, że jest to typowo lektura kobieca, tak mnie ta powieść wciągnęła, przede wszystkim ze względu na osadzenie fabuły wpierw w przedwojennych Niemczech (w „Cierpkich gronach”), by w tomie drugim przenieść Czytelnika w zupełnie inne realia. Realia powojennej Polski, która tylko w teorii mogła cieszyć się wolnością. Zacznijmy jednak od początku.
„Koniec wojny jest jak spuszczenie ze smyczy wściekłych bestii”
Zanim przejdę do opisu fabuły, zaznaczę na wstępie, że osoby, które nie miały przyjemności zapoznać się z pierwszym tomem książki, niech lepiej pominą ten opis (choć proponowałbym i całą recenzję ;-)), ze względu na sporo tzw. spoilerów, które mógłbym zdradzić i odebrać przyjemność z lektury pierwszego tomu.
Od początku zaczynając, koniec tomu pierwszego „Cierpkich gron” miał miejsce w momencie, kiedy Matylda Neumann, córka Marty, zemdlała z wycieńczenia i chłodu w śniegu, uciekając przed rosyjskimi żołnierzami. Tom drugi rozpoczyna się w momencie, kiedy cudem uratowana, Matylda została „przygarnięta” przez jednego z rosyjskich żołnierzy, który więził ją w jednym z mieszkań w Zielonej Górze, mieście „wyzwolonym” przez Rosjan.
Wydawałoby się, że dziewczynę spotkało wielkie szczęście. Do czasu. Choć Rosjanin z początku nie bierze jak chce, i jak mu się podoba, tak później okrutnie potraktowana dziewczyna przez jego kolegów przeżywa ciężkie chwile, które na zawsze pozostaną w jej pamięci.
Matylda, choć to przeżycie zapamięta na zawsze, podnosi się z kolan, by rozpocząć pracę wśród sióstr Elżbietanek w szpitalu. Choć sama jest luteranką ani jej, ani siostrom — katoliczkom nie przeszkadza dziewczyna o innych poglądach religijnych. Najważniejsza w końcu jest pomoc chorym, czy rannym.
Matylda borykać się będzie także z innym problemem. Tak samo, jak Żydów i Polaków w pierwszej części książki wywożono do obozów koncentracyjnych, tak teraz jej, jako Niemce, grozi wywiezienie do Niemiec, gdyż Polacy nie życzą sobie mieszkać w jednym kraju z oprawcą.
W książce, poza Matyldą, przyjdzie nam ponownie śledzić losy bohaterów pobocznych. Lucyny i Gustava Gogolów, którzy przygarnęli pod swój dom bezdomnego chłopca, Stasia. Stefana, Polaka, który wcześniej pracował w gospodarstwie Neumannów w czasach wojny. Jednakże poznamy również całkiem nowe osoby. Kazika, byłego członka AK, poszukującego jeszcze jednej osoby, na której otrzymał rozkaz wymierzenia sprawiedliwości, a także zatapiającego wspomnienia straty swojej małżonki – Aliny – w wódce. Lucyny, siostry wspomnianej Aliny, która zapisuje się do UB. Feldberga – jednego z członków Urzędu Bezpieczeństwa, później zaś będący mężem Lucyny.
Wszystkie poznane postaci oczywiście skrzyżują się z osobą Matyldy w większym lub mniejszym stopniu, przynosząc i szczęście i smutek, a także strach i chęć walki.
„Niemcy nigdy Polaków nie polubią. Oni Polakami gardzą. Ruscy mogli ich zabijać, okradać, gwałcić kobiety, ale oni i tak będą Ruskich kochać. Wiesz czemu? Bo wygrali, a Niemiec coś takiego szanuje.”
Tak samo jak „Cierpkie grona” tak i tutaj książkę czytało mi się z ogromną przyjemnością. Autorka bardzo starannie przygotowała się do opisu losów ludzi w powojennej Polsce, a także działań politycznych, jakie miały miejsce w tamtym okresie. Sfałszowane wybory, Urząd Bezpieczeństwa poszukujący obywateli Niemieckich, tragedie kobiet jakie spotkały ich ze strony tzw. wyzwolicieli.
Tak samo jak w części pierwszej, autorka bardzo plastycznie nadaje charakteru każdemu z bohaterów. Można by powiedzieć, że bardzo łatwo wczuć się w każdą osobę, której losy będziemy w tej powieści śledzić. „Cierpkie grona” chwaliłem za styl językowy autorki, tutaj on nadal pozostaje bez zmian. Nie ma żadnych uproszczeń, skróceń, wszystko jest opisane ze staranną dokładnością.
„Winne miasto” to nie jest książka, która zakończy się szczęśliwie. Tak samo, jak nie zakończyły się szczęśliwie losy niektórych ludzi w powojennej Polsce. Autorka zapowiada, że „Wendyjska winnica” doczeka się trzeciego tomu. Liczę na to. Choć Zofia bardzo powoli rozwija fabułę swoich powieści, tak robi to po prostu na tyle dobrze, że chce się jej książki czytać.