„Cymanowski młyn” – mieszanka (nie)wybuchowa?
Byłam niezmiernie ciekawa tego połączenia obyczajówki i powieści grozy. Znam doskonale zarówno twórczość Magdaleny Witkiewicz, jak i drugiego z autorów, Stefana Dardy. I bardzo ją lubię. Obawiałam się jednak, co wyniknie z pisania książki w dwóch zupełnie różnych stylach. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. „Cymanowski młyn” wyszedł o wiele lepiej, niż zakładałam, biorąc książkę do ręki.
Autor: Magdalena Witkiewicz, Stefan Darda
Tytuł: Cymanowski Młyn
Gatunek: literatura współczesna
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 340
Zaczęło się lekko i z nastrojem. Magdalena i Stefan przedstawili nam bohaterów: Monikę, Macieja, Jerzego, a później również jego syna — Łukasza. Małżeństwo, które od tajemniczego ofiarodawcy otrzymało możliwość pobytu w gospodarstwie agroturystycznym, właśnie przeżywa kryzys. Pobyt w miejscu oddalonym od domu, pracy i codziennej monotonii ma im pomóc naprawić relacje. Nie jest to jednak takie proste, jednak o tym przekonacie się sami, kiedy przeczytacie powieść.

Warto zwrócić uwagę, że wątki obyczajowy i grozowy przenikają się w książce w doskonałej proporcji. Mamy więc problemy małżeńskie i tajemnicze bagna, na których giną ludzie. Mamy samotną kobietę, która szuka kogoś, kto okaże jej odrobinę zainteresowania, która nieco zastygła w bolesnej przeszłości; i człowieka starszego, posiadającego tajemnice. Podobało mi się, że groza nie jest w tym tekście nachalna, nie wychyla się z każdego kąta w towarzystwie ponurych chmur i bijących piorunów. Jest subtelna, a przez to naprawdę przerażająca (szczególnie za gardło chwycił mnie epilog). Magdalena i Stefan opisali przy okazji wspaniałe miejsce, aż chciałoby się odwiedzić Cymanowski Młyn i spędzić tam chociaż jeden, krótki weekend. Byle daleko od bagien, które są niezwykle… wciągające.
Zgaduj-zgadula 😉
Miałam świetną zabawę, kiedy próbowałam zorientować się, które fragmenty pisała Magda Witkiewicz, a które Stefan Darda. Wydaje mi się, że osobom znającym ich twórczość – łatwo się tego domyślić. Jednak nie zepsuło mi to w żaden sposób frajdy. Podobało mi się również zakończenie i pewien morał, który wynika z przedstawionej przez autorów historii. Nie warto siedzieć w przeszłości i kręcić filmów o tym „co by było, gdyby…”. Jednym słowem: „Cymanowski młyn” to kawał dobrej, relaksującej literatury, która miejscami przeraża. Lubię, kiedy autorzy łączą swoje siły i wspólnie tworzą coś ciekawego. Oby więcej takich duetów! Polecam każdemu, kto lubi obyczajowo-grozowe klimaty.
Oceniam: 4/5
Książkę kupicie m.in. TUTAJ
