„Cymanowski młyn” – mieszanka (nie)wybuchowa?
Byłam niezmiernie ciekawa tego połączenia obyczajówki i powieści grozy. Znam doskonale zarówno twórczość Magdaleny Witkiewicz, jak i drugiego z autorów, Stefana Dardy. I bardzo ją lubię. Obawiałam się jednak, co wyniknie z pisania książki w dwóch zupełnie różnych stylach. Jak się okazało – zupełnie niepotrzebnie. „Cymanowski młyn” wyszedł o wiele lepiej, niż zakładałam, biorąc książkę do ręki.

Warto zwrócić uwagę, że wątki obyczajowy i grozowy przenikają się w książce w doskonałej proporcji. Mamy więc problemy małżeńskie i tajemnicze bagna, na których giną ludzie. Mamy samotną kobietę, która szuka kogoś, kto okaże jej odrobinę zainteresowania, która nieco zastygła w bolesnej przeszłości; i człowieka starszego, posiadającego tajemnice. Podobało mi się, że groza nie jest w tym tekście nachalna, nie wychyla się z każdego kąta w towarzystwie ponurych chmur i bijących piorunów. Jest subtelna, a przez to naprawdę przerażająca (szczególnie za gardło chwycił mnie epilog). Magdalena i Stefan opisali przy okazji wspaniałe miejsce, aż chciałoby się odwiedzić Cymanowski Młyn i spędzić tam chociaż jeden, krótki weekend. Byle daleko od bagien, które są niezwykle… wciągające.
Zgaduj-zgadula 😉
