Bajka z dzieciństwa – czy pamiętacie tę pierwszą? Dzisiaj, po raz kolejny, chcę Was zaprosić na sentymentalna podróż do dzieciństwa, w jaką wybrałam się z innymi blogerami. Ostatnio było o książce, dziś – bajka w formie video.
Bajki towarzyszyły mi od zawsze i trudno mi wybrać zupełnie „pierwszą”, jednak… jedna szczególnie zapadła mi w pamięć za sprawą pewnej historii. Swego czasu oglądałam z mamą „Zakochanego kundla II: Przygody Chapsa” i zastanawiałam się na głos, skąd ta dwójka w tytule, przecież pierwszej części nie ma? Moja rodzicielka spojrzała wtedy na mnie zdziwiona, mówiąc, że przecież widziałam pierwszą część, nie raz. Poczułam się przez nią oszukana, bo ani wtedy, ani teraz fabuły części pierwszej nie pamiętam. Cóż, dziecięca pamięć bywa zawodna.
W każdym razie drugą część tej bajki bardzo lubiłam, choć zawsze trzęsłam się ze strachu w kulminacyjnych momentach: schronisko wydawało mi się wtedy najgorszym z koszmarów. Chaps zaś towarzyszył mi bardzo długo. Takie miano dostał pies mojej babci, który był prezentem od mojej mamy dla niej, a w świetlicy, w której spędzałam długie godziny moją ulubioną zabawką był mały Chaps-pluszak.
Kolejna wypowiedź nt. „Bajka z dzieciństwa”pochodzi od Agnieszki z bloga Uśmiech w oczach:
Wspominając bajki mojego dzieciństwa na myśl przychodzi mi co najmniej kilkanaście tytułów. Nadal zdarza mi się czasem do niektórych z nich powracać i oglądać z dużą przyjemnością. Jednak najważniejszą dla mnie bajką był i jest „Król Lew”.
Któż nie zna historii młodego lwiego króla – Simby, który przychodzi na świat w afrykańskiej dżungli. Jego wuj Skaza staje się drugim kandydatem do objęcia tronu. Żądny władzy knuje plan zgładzenia Simby i jego ojca króla Mufasy. Król zostaje zabity, a Simba przekonany, że to jego wina, ucieka z królestwa.
Chyba tylko najbardziej nieczuli widzowie nie uronili nawet jednej łzy oglądając „Króla Lwa”. Jednak bajka ta to nie tylko wzruszające sceny. Nie brakuje w niej także dużej dawki humoru, którą zapewniają Timon i Pumba, a piosenka Hakuna matata niezmiennie wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Tak, uwielbiam ścieżkę dźwiękową z „Króla Lwa”, a zwłaszcza piosenkę Can You Feel The Love Tonight (Miłość rośnie wokół nas), która do dziś mnie wzrusza.
„Król Lew” to dla mnie najlepsza animacja Disneya. To bajka ponadczasowa dla dużych i małych.
Myślę, że nie ma osoby, która nie widziała, albo chociaż nie słyszała o losach Kubusia Puchatka. Wielu z nas wychowało się na tej pełnej empatii historii. Nasi dziadkowie, rodzice, rzecz jasna i my. Liczę na to, że i moje dzieci, wnuki, a nawet prawnuki o niej usłyszą. Sama książka powstała przez Alana Alexandera Milne, który opowiadał swojemu synowi Krzysiowi o pewnym misiu. Inspiracją był jego ulubiony pluszak. I tak 14 października 1926 świat poznał przygody pewnego chłopca i jego pluszowego misia. Najbardziej pamiętam wersję z produkcji Disney’a z 1977 roku w reżyserii John Lounsbery oraz Wolfgang Reitherman. Z siostrą uwielbiałyśmy śpiewać „Kubuś to miś”, „Brzuszek burczy”, czy „Słasice i łonie”. Ten piękny świat pełen pomocy, przyjaźni, miłości!
A te cytaty: „Kubusiu, jak się pisze MIŁOŚĆ? Prosiaczku, MIŁOŚĆ się nie pisze, MIŁOŚĆ się czuje”. Sami przyznacie, że piękny?
Ja oczywiście też opowiem co nieco 😀
Choć od maleńkości wolałam czytać bajki niż je oglądać. Jednak jest bajka z dzieciństwa, która zapadła mi w pamięć. A nawet dwie 😉 Pierwsze, jakie pamiętam. Przełom lat 80 i 90, kolorowe telewizory dopiero zaczynały na dobre rozgaszczać się w domach „zwykłych Kowalskich”. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze z dziadkami – oboje mieli już kolorowe pudełeczka, podczas gdy nasze było jeszcze czarno-białe 😉
Pierwsza bajka była raczej mglistym wspomnieniem: przed researchem do tego wpisu nie pamiętałam nawet czy był to klasyczny film czy animacja, produkcja w kolorze czy czarno-biała. Pamiętam za to doskonale rytuał, który towarzyszył jej oglądaniu. Babcia codziennie chodziła na poranna mszę o 6 rano do pobliskiego kościoła. Tuż przed 6:30 biegłam do jej pokoju, włączałam telewizor i pakowałam się do jej łóżka, by z zapartym tchem oglądać kolejne odcinki serialu o Sarze, którą w wersji książkowej również pokochałam i kocham do dziś. „Mała księżniczka” to historia, którą powinno przeczytać każde dziecko!
Tu Wikipedia podpowiada mi, że był to prawdopodobnie japoński serial, emitowany w Polsce w 1992 roku: i grafika poniżej, którą udało mi się znaleźć wydaje mi się bardzo znajoma 😍
Kto z Was pamięta jeszcze czasy kaset VHS? Dziadek był szczęśliwym posiadaczem odtwarzacza, po sąsiedzku była ich wypożyczalnia. Oprócz regularnych odwiedzin w wypożyczalni: zebrał dla mnie kolekcję kilkunastu kaset z bajkami, z których część jeszcze mam w jakimś pudle. Druga bajka, którą pamiętam z równie wczesnego dzieciństwa (miałam 3, może 4 latka) to „Serendipity, różowy smok” z tej właśnie kolekcji. Dopiero teraz, szukając jakichś grafik odkryłam, że film, który wielokrotnie oglądałam to skrócona wersja japońskiego serialu anime. Pamiętam, że oglądałam ją dziesiątki razy, i do dzisiaj mam przed oczyma początkową scenę, kiedy na ekranie pojawia się maleńka wysepka, która z każdą sekundą się do nas zbliża.
A jaka bajka z dzieciństwa najlepiej zachowała się w Waszej pamięci? Która była tą pierwszą, a która najukochańszą?
Website: Książkoholiczka od urodzenia, z głową pełna pomysłów i słomianym zapałem w pakiecie ;) Ale czytanie i pisanie to moje największe pasje, którym jestem wierna od zawsze - i mam nadzieję, że się to nigdy nie zmieni!
Co czytam? Wszystko! Od ckliwych romansideł, poprzez obyczajówki i krwawe kryminały, na książkach psychologicznych, fantastyce i horrorach kończąc.
Bardzo lubię tematykę kosmetyczną, ale również wszelkiego rodzaju DIY i urządzanie wnętrz: kocham zamęt związany ze zmianami w domu, i zawsze znajdę coś do poprawy :D