Dzień dobry. Czy mogę zająć Ci chwilkę? Chciałbym z Tobą porozmawiać o Bogu..
I to nie byle jakim, jednym z tych, który – owszem – jest dobry. No, powiedzmy, w pewnym sensie.
Przejdźmy do rzeczy, nie będę Cię zanudzał nudnym dylematem czy lepsze jest życie w czystości, czy w grzechu. Ani tym, czy trafisz do nieba, czy w tę drugą stronę. Porozmawiam z Tobą o Bogu… A konkretniej o Jego dwóch synach.
Autor: Neil Gaiman
Tytuł: Chłopaki Anansiego
Wydawnictwo: Mag
Liczba stron: 352
Kategoria: fantasy, science fiction
A zatem, co z tymi bogami… Pierwszego z nich poznajemy już na samym początku. Możesz mu mówić Gruby Charlie, choć on sam nie cierpi tego przezwiska. Kiedyś nazwał go tak ojciec i od tamtej pory ksywka ta przykleiła się do Niego jak mokry liść do buta.
A tatusia to Charlie miał nie byle jakiego. Był to sam Anansi, według legend Bóg-oszust. Cóż, nie poznałem Go osobiście, jednakże z opowiadań mogę stwierdzić, że kręcić to facet potrafił lepiej niż nasi współcześni politycy.
Wracając natomiast do samego Charliego, nie był on zbytnio zżyty z tatusiem, co więcej, można by powiedzieć, że za nim nie przepadał. Z tego też powodu opuścił Florydę, by zamieszkać w Londynie, tam natomiast poznał fajną dziewczynę o imieniu Rosie, z którą zaplanował wziąć ślub, gdyż ta przed ślubem nie pozwoliła się dotknąć dalej niż do ramienia. Co prawda jej mama nie była tym pomysłem zachwycona, ale co mogła zrobić.
Sam Charlie natomiast, choć niechętnie, postanowił udać się z powrotem do rodzinnego domu, aby zaprosić swojego ojca na swój własny ślub. Nie, żeby sam wyszedł z tą inicjatywą, powiedzmy, że nie wielki swój udział miała w tym przypadku sama Rosie. Bardzo niewielki.
Jednakże, zamiast zaprosić ojca na ślub, Charlie musiał zmierzyć się z pracą fizyczną, by dołożyć do kopca pogrzebowego taty swoje trzy grosze. W ten oto sposób, od sąsiadki ojca dowiaduje się o tym, że ma także brata – Spider’a.
Po powrocie do Londynu Charlie uznał, że może fajnie byłoby poznać swojego braciszka, w końcu nie ma to, jak rodzina. Taaaa… Powiedzmy, że z tym zaproszeniem, nasz bohater sprowadził również na siebie kłopoty…
Please, God, safe me…
„Chłopaki Anansiego” jest powieścią z gatunku Urban fantasy, luźno powiązaną z „Amerykańskimi Bogami” tegoż samego autora. Luźno, gdyż jedynie co łączy obie te książki, jest sama postać Anansiego, afrykańskiego Boga-oszusta.
A jak mi się to wszystko czytało? Zacznę wpierw od tego, co mi się w książce nie podobało.
Ostrzegam wpierw, że osoby, które książki nie przeczytały, niech ominą ten wątek szerokim łukiem, gdyż mogą natrafić na spojlery.
Przede wszystkim fabuła. Za prosta, według mnie. Mogę zrozumieć, że u Gaimana cała jego magia jest w samych opisach, w samym klimacie, ale fabularnie książka jest bardzo prosta. Brat dowiaduje się o śmierci ojca, przy okazji dowie się, że ma drugiego brata, chce go poznać, brat „przyjeżdża”, i mamy kłopot, gdyż brat trochę w życiu Charliego namiesza, a wygonić brata ciężko, więc trzeba szukać sposobów… Które wprawią obu w kłopoty.
Poza tym w książce, moim zdaniem, za dużo tego romansu, jak na fantastykę przystało. Rozumiem, że między braćmi toczy się wojna o jedną kobietę, która wpierw należała do jednego, ale jednak drogą pewnego oszustwa, serce jej zmieniło obiekt westchnień, by później skończyć jako dama w opresji.
Czytając, odniosłem wrażenie, jakbym sięgnął po „Dziewiątego maga”, albo coś podobnego, jednakże jeśli taki był zamysł prowadzenia fabuły przez autora, to mnie on nie przypadł do gustu. Lepiej prezentowali się w tym przypadku „Amerykańscy bogowie”.
Wśród tych czarnych pajączków książki, to co wypadło na plus to z całą pewnością humor, którego Gaimanowi w tej książce nie brakowało, a także postrzeganie świata z lekkim przymrużeniem oka, oraz – wykluczając tę ciągłą rywalizację braci o jedną pannę – dość interesujące i ciekawe połączenie thrillera, komedii i przewijającej się fantastyki, gdyż jakby nie patrzeć, tego tutaj nie brakowało.
Odczucia mieszane. Książka napisana dobrze potrafi wciągnąć, dzięki prostej fabule – szybko się czyta. Jednakże nie polecam jej jako pierwszej książki do zapoznania się z możliwościami Gaimana, gdyż może zniechęcić do dalszego poznawania twórczości tego autora. Zupełnie prawie jak wczesne książki Gerritsen, zanim weszła w świat Rizzoli & Isles.
Do napisania,