Znacie ten stan, kiedy po zrażeniu się do czegoś – rękami i nogami zapieracie się, że NIGDY? Teraz nie pamiętam już jakie opowiadanie z czasów szkolnych sprawiło, że latami unikałam ich jak ognia. Dopiero prace przy Obliczach śmierci sprawiły, że na nowo przekonałam się, iż opowiadania nie są takie złe (choć u mnie zawsze pozostawiają poczucie niedosytu 😉 ).
Z kolei na Autorkę opisywanego dziś zbioru opowiadań trafiałam już od dawna na Instagramie czy innych blogach, ale mimo pozytywnych opinii wciąż było mi z nią nie po drodze. Ciągle odkładałam moment zapoznania się z jej twórczością: kto by pomyślał, że zamiast od książki zacznę od opowiadań?
- Autor: Aneta Jadowska
- Tytuł: Dynia i jemioła.
- Nietypowe historie świąteczne.
- Gatunek: fantasy
- Wydawnictwo: SQN
- Liczba stron: 359
Z tego, co udało mi się wyczytać w sieci: bohaterowie opowiadań przewijają się we wcześniejszych książkach Autorki. Historie są jednak tak skonstruowane, że nie trzeba wcześniej znać postaci, by od razu „załapać” o co z nimi chodzi. Szczerze powiedziawszy: do Dynii i jemioły podchodziłam z lekkim dystansem, bo i stricte fantastyczne klimaty tez nie należą do czołówki moich ulubionych. Zostałam jednak pozytywnie zaskoczona! Duży plus zarobiła u mnie Autorka osadzając swoje opowiadania w Polsce. Co prawda zupełnie innej niż tą, która jest nam znana, ale wciąż swojskiej i nam bliskiej.
Jesienią dopadł mnie jakiś kryzys czytelniczy, i po książki sięgałam rzadko, a jedną potrafiłam „męczyć” i 2 tygodnie. Za sprawą tego tomu opowiadań – wypatrzonego zresztą dzięki CzytamPierwszy – znów złapałam rytm, bo w tak krótkiej formie akcja jest na tyle „ściśnięta”, że żal przerywać czytanie w połowie opowiadania 😉 A gdy kończyłam jedno, to zaczynałam kolejne: bo a nuż pojawią się w nim ci sami bohaterowie?
Wiadomo, że każde opowiadanie ma w sobie coś specyficznego, ale są napisane na bardzo równym poziomie – zarówno pod względem językowym jak i rozwijania ich fabuły.
Jeśli miałabym wybrać jedno ulubione: po ciężkiej walce padłoby pewnie na „Jak pies z kotem”. Bardzo polubiłam Annę – mimo wielkiej odpowiedzialności, jaka spoczywa na niej w związku z wykonywanym zawodem posiada nieograniczone pokłady ironicznego poczucia humoru. Jej „przepychanki” z sąsiadem sprawiły, że wciąż parskałam śmiechem
Właśnie w tym momencie uświadomiła sobie, że wciąż ma wypasiony laser, którego nie wypróbowała na sąsiedzie.
Uśmiechnęła się do tej myśli.
Do zaś 😉
Książkę kupicie m.in.TUTAJ