Tytuł pozycji, którą dorwałam na Warszawskich Targach Książki, przyciąga i fascynuje. Bobry w kosmosie, księżycowa szarańcza? Do tego zachęcająca okładka pełna tajemniczych postaci, no i sam autor, który zrobił takie show, że… szok! Dudziarz i ogromny Mik-Mak, który odbył długą podróż do Warszawy na przednim siedzeniu samochodu, zrobiły dobrą robotę. Kupiłam. Czy żałuję?
Autor: Krzysztof Piersa
Tytuł: Kosmiczne bobry i zemsta księżycowej szarańczy
Gatunek: fantastyka, science fiction
Wydawnictwo: Genius Creations
Liczba stron: 426
Yonzi Chamarovitch, Mik-Mak znaczy się, a jeszcze prościej mówiąc, księżycowy bóbr ma za zadanie zbudować kolosy, które pomogą Sorze (rodzimej planecie, którą zamieszkują również ludzie) w walce z krwiożerczą szarańczą. Towarzyszy mu Hajmir, wysłannik cesarstwa, a po drodze dołączają również Nova i Mar-Kir, a także inni Restermarczycy. Kim oni są? Musicie przekonać się sami.
Książka Krzyśka to nie tylko nawalanka we wroga, ale także tekst pełen przesłania. Autor przemycił w nim takie prawdy jak ta, że nie warto oceniać człowieka (czy, w tym wypadku, Mik-Maka) po futrze czy kolorze skóry. Że wszędzie, nawet wśród najgorszego ludu, można spotkać wspaniałych ludzi. Że przyjaźń może nawiązać się z czasem nawet między wrogimi sobie nacjami.
Powieść wciąga. Nie pozwala się oderwać, przywołuje, kiedy się ją odłoży na półkę, bo przecież „muszę wiedzieć, co będzie dalej”. No i czyta człowiek, dopóki nie dojdzie do ostatniej strony. A wtedy pyta sam siebie: kiedy kolejny tom!? Choć to przecież pytanie do autora.
Polecam każdemu, kto pod warstwą ciekawej, wartkiej akcji chce odnaleźć również drugie dno. To powieść wielowymiarowa, chociaż z początku na to nie wyglądało. Warto spojrzeć na nią również przez pryzmat fantastycznego świata, ponieważ nie kojarzę, by ktoś jeszcze pisał o kosmicznych bobrach czy księżycowej szarańczy. To świadczy tylko o tym, że inspiracją może stać się wszystko to, co nas otacza. Sami narzucamy sobie ograniczenia, które, jak pokazuje Krzysiek, wcale nie istnieją.
Dobra robota, Autorze. Oby tak dalej!