Urge (2016)
Kolejna długo wyczekiwana przeze mnie premiera tego roku to film Urge. Jak zwykle zachęcony trailerem wpisałem film na moją listę filmów do obejrzenia. Przedstawię dzisiaj moją recenzję. Tym razem bez większych spoilerów.
Zanim opiszę fabułę to kilka słów o reżyserze oraz obsadzie. Film stworzył Aaron Kaufman, znany raczej jako producent filmów takich jak: Sin City 2: Damulka warta grzechu (2014), Szef (2014), Amerykańskie ciacho (2009) czy Maczeta zabija (2013). Jeśli chodzi o aktorów to moją uwagę przykuł Justin Chatwin, który najbardziej znany jest z serialu Shameless, który oglądam na bieżąco. Najbardziej rozpoznawalna twarz to oczywiście Pierce Brosnan.
Sama fabuła opiera się na założeniu weekendowego imprezowania w grupce przyjaciół. Główni bohaterowie znajdują się w ekskluzywnej rezydencji, która jest własnością jednego z przyjaciół. Jest alkohol i pojawiają się narkotyki. Ale nie są one zwyczajnie pojmowanymi narkotykami. Bohaterzy wchodzą do klubu, w którym poznają właściciela/dilera (Pierce Brosnan – który idealnie nadaje się na zmanierowanego i ładnie ubranego dilera wyższych klas), który daje im narkotyk pod jednym warunkiem. Mianowicie mogą go zażyć tylko raz w życiu i film się rozkręca… Wiadomo jednak od samego początku, że zażyją go więcej niż raz…
Co czyni narkotyk „urge” tak wyjątkowym? Po zażyciu go bohaterzy przestają się kontrolować. Niby idealnie pasuje to do narkotyków, ale tytułowy drug wydobywa najskrytsze i najgłębiej skrywany żądze i je uwalnia, powodując totalny chaos i brak jakichkolwiek granic w zachowaniu bohaterów. Założenie ciekawe, ale jak to bywa z narkotykami – uzależniają.
I uzależnienie rządzi w filmie. Na wyspie, na której rozgrywa się cała akcja, dochodzi do różnych dziwnych zdarzeń spowodowanych zażywaniem środka urge, ale nie będę już spoilerował, zobaczcie sami. Większość scen na początku realnych, w które spokojnie mógłbym uwierzyć, później przemienia bohaterów w kompletnie inne osoby, miotane przez podstawowe i pierwotne pragnienia, oraz wydobywające z postaci skrywane lęki oraz kompleksy.
Moje podsumowanie
Fabuła jest dosyć oklepana i szczerze mówiąc niezbyt wiem co chciał przekazać reżyser. Wszyscy wiemy, że narkotyki są złe i nie było w tej formie zbyt dużo nowatorstwa. Ani dosłowne, ani przenośne i dodatkowe znaczenie filmu nie jest zaskakujące.
Film ogląda się dobrze, jest kilka ciekawych scen i momentów i gdy pomyśli się o autodestrukcyjnym zachowaniu osób uzależnionych lub o zdegenerowaniu ludzi, którzy mogą robić to co chcą to film nabiera jakiejś ramy realności i można wyciągnąć jakieś przesłanie. Film pokazuje również, że każdy z nas ma w sobie jakieś chore pragnienia, kompleksy i lęki, których nie pokazujemy w realnym świecie. Nie jest to film wybitny, ale warto zobaczyć.
Pozdrawiam
Przemek
Ocena:
Hej. Nominowałam Cię do LBA, więcej informacji tutaj: http://czytelniapatrycji.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-awards-1-i-2.html Pozdrawiam