Dzień dobry bardzo 🙂
Z tej strony Patrycja, to mój pierwszy wpis tutaj. Moje recenzje, czysto subiektywne, bywają ostre, ale jedno jest pewne: zawsze są szczere!
Autor: Hanya Yanagihara
Tytuł: Małe życie
Gatunek: literatura piękna
Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 816
O czym jest książka?
To jedno z tych trudnych pytań, na które nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Przynajmniej w przypadku tej powieści. Oczywiście mogę napisać, że jest to powieść o trudnym życiu, przyjaźni, traumie, miłości, ale wszystkie te określenia brzmią płytko, ponieważ historia Malcolma, JB, Willema i, przede wszystkim, Jude’a to coś więcej, ale o tym musicie przekonać się sami. Jedno jest pewne: tę książkę albo się kocha, albo się jej nienawidzi.
(1)
Moje wrażenia:
Miażdży. Ta książka bierze Twoje kości i zgniata je pomiędzy zębami kartek, a później przeżuwa. Na końcu wypluwa Cię, a Ty czujesz się roztarty w pył. Dawno żaden tekst tak na mnie nie podziałał. Zastanawiam się, co takiego było w tym ponad ośmiuset stronicowym tomiszczu, że zdecydowałam się je kupić. Okładka nawet ładna, ale opis nie zachwycał: „Czterech przyjaciół tuż po zakończeniu studiów przenosi się do Nowego Jorku, aby zacząć nowe życie. Nie mają nic poza swoimi ambicjami. Willem – aspirujący aktor, JB – utalentowany malarz, Malcolm – sfrustrowany architekt, oraz tajemniczy i wycofany Jude, który stanowi dla wszystkich punkt oparcia. (…) Oto poruszająca do głębi opowieść o wielkim mieście, które daje szanse na zapomnienie o przeszłości, i o życiu w bólu, który nie pozwala o nim zapomnieć.” Przyznaję, że mnie nie zachęcił, więc odłożyłam książkę na półkę i poszłam poszukać czegoś innego. Ale wróciłam i ją wzięłam. Wołała mnie, co książkoholicy na pewno zrozumieją. I nie żałuję.
Jest to, po „Atlasie Zbuntowanym”, druga tak wspaniała książka w moim życiu. Książka, która zmienia wszystko. Chociaż z początku nie byłam oczarowana. Pierwsze osiemdziesiąt stron to wdrażanie się w specyficzny styl autorki, poznawanie postaci, oswajanie się ze specyfiką tekstu. A później przepadłam. Czytałam, kiedy tylko mogłam. Do późna w nocy. Karmiąc córkę. Kąpiąc się (ostrożnie!) i jedząc. Nie mogłam przez nią spać, szczególnie ostatniej nocy, kiedy do końca zostało mi zaledwie pięćdziesiąt stron, po wieczorze, podczas którego chlipałam, czytając.
„Małe życie” uzależnia, wciąga, dotyka. To jedna z tych powieści, które chce się skończyć i nie chce jednocześnie. To tekst, który boli, ale też uczy, który raduje i niesie ze sobą podniecenie pomieszane z lękiem. Byłam tam, z Judem, z Willemem, z Malcolmem, JB (którego nie lubiłam), z Haroldem, Julią, Andym. Czułam to, co Jude – umiałam wleźć w jego skórę, poczuć te same obawy, strach. Ta historia jest tak przerażająco nieprawdopodobna, że aż prawdziwa (jakkolwiek zawile to brzmi).
I ta siedemsetna strona (albo coś koło niej), kiedy z niedowierzaniem czytałam kolejne zdania. Uwielbiam, jak coś mnie zaskakuje, jak w książce dzieje się coś takiego, czego się nawet nie domyślam. Tak było tym razem. Autorka w doskonały sposób pokazała coś, o czym zawsze myślałam (nie będę zdradzać za wiele, bo mogłabym popsuć komuś przyjemność z czytania). Szlochałam przez następne sto stron, nie umiałam się uspokoić. Przeżywałam swoistą żałobę po opisanych wydarzeniach.
Nie, to nie jest książka, która ma typowy happy end, a jednak… jest w niej coś budującego. Przyjaźń wysuwa się tutaj na pierwszy plan – dla mnie ta relacja zawsze też była ważna w życiu. Uważam, że to na niej można zbudować najlepsze związki, czy to partnerskie, czy rodzinne (z mamą, tatą czy dziećmi).
„Małe życie” zostaje w głowie. Osiada w mózgu niczym muł na dnie jeziora. Wiem, że będę myśleć o niej przez wiele kolejnych dni. Jestem pewna, że wrócę do niej z przyjemnością wielokrotnie i za każdym razem znajdę coś innego.
Kiedy siadałam do pisania tej recenzji, miałam w głowie milion myśli, które ubrane w słowa, nie wyglądają tak dobrze – nie oddają tego wszystkiego, co czuję. Powieść poruszyła we mnie emocje, wywołała płacz, wzruszyła, rozśmieszyła. Nie widzę jej wad, nawet jeśli jakieś posiada (a na pewno posiada, bo słyszałam różne opinie na jej temat). Ja akceptuję ją taką, jaka jest.
Mogę śmiało powiedzieć, że to książka, która zmieniła moje życie.
Ocena:
Pozdrawiam,