O czym jest książka?
Moje wrażenia:
Początkowo śledziłam losy Laureen z dystansem. No fajnie, ma kobieta wszystko, pewnie wplącze się w jakiś fatalny romans i tak dalej, bla bla bla… Oczekiwałam schematu, po którym bohaterka prześliźnie się zbyt przewidywalnie. A jednak! Alicja Wlazło stworzyła powieść, która w pewnym momencie wciąga tak niesamowicie, że ciężko się oderwać. To lektura, przy której mówi się zwyczajowe „jeszcze jeden rozdział i idę spać”. A guzik z pętelką. Doczytywałam, dopóki oczy same mi się nie zamykały. A kiedy tylko rano moja urocza córka wstawała (okolice piątej!) to cieszyłam się, że mam czas na czytanie.
Laureen spotyka nieszczęście, które otwiera jej drogę do nowego życia. Ból, który czuje, nie daje się zmierzyć w żaden sposób i trudno go pokonać. Czy w takim stanie będzie mogła odpowiedzieć na wezwanie tajemniczej bransoletki? Czy Siggar, którego poznała przypadkiem, będzie tym, za kogo go uważała?
Alicja Wlazło stworzyła postaci nieszablonowe, odcinające się od całej reszty. Historia nie jest standardowa i schematyczna, co jest ogromną zaletą. Twisty fabuły wytrącają z równowagi i pozostawiają człowieka w szoku.
Czy „Mrok” ma wady? Oczywiście. Jest zdecydowanie za krótki, to po
pierwsze. Po drugie, kończy się w takim momencie, że nic tylko ukatrupić
autorkę. Niestety wtedy nie napisałaby kolejnych części, więc jeszcze
poczekam ;). Dłużył mi się też nieco początek, ale po zastanowieniu
stwierdzam, że taki jest potrzebny, by poznać Laureen i jej życie.
Przeczytałam „Mrok” z zapartym tchem, w zaledwie kilka dni (ach, obowiązki nie pozwoliły na szybsze czytanie!). Polecam tę książkę każdemu, kto lubi wartką akcję, całkiem dobrze opisane sceny walki, postaci zarysowane grubą kreską i przygodę, która nie jest przewidywalna.
Serdecznie dziękuję za wspaniałą recenzję! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się spodobało! <3