Rok 2018 zakończyłam razem z książką Wiatraki. Moje pierwsze spotkanie z twórczością K. Zajasa uważam za bardzo udane, chociaż mam małe zażalenie (choć nie jest to raczej nic na minus 😉 ) – jakie? Dowiecie się z treści recenzji 😀
Wiatraki trafiły w moje ręce dzięki portalowi CzytamPierwszy: zobaczyłam tam informację o książce, i szybciutko znalazłam ją na Legimi. Zaczęłam czytać i… kolejne nocki z głowy! Co prawda już przed Wigilią zaczęłam urlop (i dopiero jutro wracam do pracy), ale wiecie, jak to bywa w okołoświątecznym rozgardiaszu: czasu ciągle mało. Co wieczór więc powtarzałam sobie, że „tylko kilka stron i idę spać”, po czym nagle stwierdzałam, że na zegarku już 2:00!
Wiatraki – o bohaterach słów kilka
Lucek i Andrzej to słynna na całą Polskę para policjantów z Krakowa. Ich niesamowita skuteczność wynika z kilku czynników. Drobny i niepozorny Lucek, wyglądający prędzej na licealistę niż policjanta, jest mistrzem walk wręcz. Jego aparycja usypia czujność bandziorów, którzy z marszu uznają go za nieszkodliwego dzieciaka: podczas gdy on wykorzystuje element zaskoczenia i sprowadza do parteru każdego mięśniaka.
Krzycki uparcie dąży do celu, przenikliwość i umiejętność składania do kupy elementów układanki sprawiają, że żadna zagadka mu nie straszna. Razem z Bałysiem niejednokrotnie stawiają efektywność swoich działań ponad zasadami i regulaminami. Obrywa się za to najczęściej Andrzejowi, który został wręcz zmuszony do objęcia stanowiska za biurkiem. Dlatego też korzysta z każdej nadarzającej się okazji, by interweniować po godzinach pracy, licząc na nową dawkę adrenaliny.
Parę zdań o fabule i moje wrażenia po lekturze książki Wiatraki
Lucka poznajemy w chwili, kiedy – niechętny takim spędom – Krzycki wysyła go na Pomorze, by w jego imieniu wygłosił referat. Nie wiedzą, że zaproszenie Andrzeja do szkoły policyjnej zostało ukartowane przez jego dawnego przyjaciela. Kała, ekspolicjant a obecnie miejscowy mafiozo chce ukarać Krzyckiego za błędy przeszłości. Kiedy do Słupska – zamiast oczekiwanego Andrzeja – przybywa Lucjan: bandzior szybko adaptuje swoje plany i używa Bałysia jako przynęty. Sytuacji nie ułatwia fakt, że równocześnie trwa w okolicy seria morderstw, które nie są na rękę bandycie, lecz z drugiej strony również Luckowi, a później Andrzejowi utrudniają działania przeciwko oprychowi.
Wojna wyzwala w człowieku zło. (…) wojna ze zwykłego zjadacza chleba robi zbrodniarza i nie ma na to siły. Jak codziennie widzisz naokoło, że bezkarnie zabija się drugiego i zabiera mu jego dobytek, to prędzej czy później się skusisz.
Wiatraki wciągają od pierwszej strony. Andrzej i Lucek mogą na początku wydawać się tandemem superbohaterów o nadludzkich mocach. Jednak z każdą kolejną stroną, z każdym następnym rozdziałem – odkrywamy ich ludzkie twarze. Wbrew pierwszemu wrażeniu para policjantów to zwykli ludzie, z masą problemów i słabostek. Bywają porywczy, zazdrośni, nawet momentami bezmyślni, jak to każdemu z nas się czasami zdarza. Sama historia napakowana jest zwrotami akcji i masą informacji – lecz nie w ten specyficzny, przesadny i męczący sposób. Mimo, że w opowieści dzieje się naprawdę sporo, to została napisana przystępnym językiem i czyta się ją gładko.
Pewnie zapytacie teraz: gdzie to moje zażalenie do Autora. A więc:
Panie Krzysztofie: jak Pan mógł skończyć książkę w takim momencie! Ja rozumiem, że trzeba trzymać czytelnika w napięciu przed kolejnym tomem, no ale bez przesady 😉 Nie wiem, jak inni, ale ja zgryzę nie tylko paznokcie, ale pewnie i połowę palców w oczekiwaniu na drugi tom! Liczę, że ukaże się jak najszybciej 😉
Do następnego!