Achaja – czyli czemu niektóre „twory” nie zasługują na miano książki
Dzisiaj parę słów o czymś, co ktoś nazwał „książką”, „powieścią”. Yyyyy… No nie, nie mogę obrażać prawdziwych Pisarzy porównując ten twór o nazwie „Achaja” do prawdziwych książek.Po czym poznać gówno? Zazwyczaj nie stanowi to problemu. Czasem większy, czasem mniejszy, czasem twardszy, czasem bardziej miękki kawałek (zazwyczaj) brązowej materii o nieprzyjemnym (dla większości ludzi), intensywnym zapachu. Jeśli nie jesteś do końca pewny, czy to na co patrzysz jest gównem – zawsze możesz nieco skosztować (tak jak te dwie biedne dziewczyny, które miały tylko jeden kubek), choć sam nigdy nie sprawdzałem. Dlaczego taki wstęp? Chodzi mi o to, że gówno zazwyczaj jest uczciwe w swojej „gównowatości”. Gówno zazwyczaj zna swoją wartość i nie próbuje udawać, że jest kawałkiem ciastka czekoladowego. Zazwyczaj gówno daje się rozpoznać na pierwszy rzut oka i nie przeszkadza mu fakt, że nie jest szczególnie lubiane, czy zapraszane na spotkania towarzyskie. Zna swoje miejsce i dobrze mu z tym (chyba).
Co jednak, jeśli gówno uformowane jest w kształt tabliczki czekolady? Owinięte w nienaganną folijkę? Podstępnie ukryte w opakowaniu naszego ulubionego smakołyku? Co w sytuacji, w której odłamujesz ponętny kwadracik, ciesząc się z nadciągającej przyjemności, a w twoich ustach ląduje kawał stolca?
I to właśnie jest „Achaja”. Jedna z niewielu książek, których nie udało mi się dokończyć…
Autor: Andrzej Ziemiański
Tytuł: Achaja
Gatunek: fantasy
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 688
O czym jest książka Achaja?
Książka opowiada o perypetiach tytułowej bohaterki: Achai, córki Archentara, arcyksięcia królestwa Troy, która dostaje powołanie do woja. Jest co najmniej 1000 sposobów, jak owego losu uniknąć (opisanych zresztą w książce), jednak honor rodu bla bla bla, Achaja idzie w kamasze. W międzyczasie poznajemy przygody Syriusa, płatnego zabójcy na zlecenie i jeszcze przygody maga który podróżuje do zakazanych ziem…
Moje wrażenia:
Do tej pory zadaję sobie pytanie: DLACZEGO sięgnąłem po tę książkę. Prawdopodobnie jeśli czytałbym ją w kiblu, to po pierwszych paru rozdziałach odłożyłbym ją i sięgnął po szampon czy butelkę Domestosa. Dlaczego „Achaja” jest taka zła? Bo autor ma w dupie postaci i co rozdział pisze je na nowo. Lub tworzy je w taki sposób, że nie ma to kompletnie jakiegokolwiek sensu!
Przykład:
Przykład:
Archentar – ojciec Achai, arcyksiążę królestwa Troy. Jest dumny z córki i bardzo ją kocha. Odczuwa zadowolenie, gdy jego piętnastoletnia pociecha w bardzo inteligentny sposób „gasi” starszych od siebie oraz, zdawać by się mogło, bardziej doświadczonych rozmówców. Żałuje, że Achaja nie jest synem, co uniemożliwia jej dziedziczenie tytułu. Jest mu z tego powodu przykro, jednak strasznie kocha córkę. Jednocześnie jej… nienawidzi. Zmusza do wykonywania najbardziej podłych czynności, mających na celu upokorzenie naszej bohaterki. Karze ją za zachowanie, które wcześniej było dla niego powodem do dumy. Kocha, za chwilę z niejasnych przyczyn nienawidzi z takim samym natężeniem. Autorze?! Czy Ciebie do reszty pojebało? Może autor nie zna relacji rodzic-dziecko z perspektywy rodzica, jednak tutaj poleciał po
grubości.
grubości.
Syrius – (Bez)błędny rycerz, który pojawia się w karczmie, krzycząc, że jest rycerzem, który zabija potwory (wszyscy wiedzą, że potworów nie ma). Karczmarz od razu wie, kim jest przybysz, więc zleca mu zabicie piekarza bo (Uwaga! To nie żarty. Tak stoi w książce) ten mu „kiedyś zawinił”. Syrius jak stał, tak rzuca się zabić piekarza. Bez planu, bez pomysłu, bez przygotowania. Włazi po jakimś słupie, zakrada się przez okno, choć z tyłu są otwarte drzwi. Zabija piekarza, jednak oszczędza jego żonę, dzieci i nie zabiera niczego wartościowego z domu, chociaż generalnie jest biedny jak mysz kościelna. Kilka chwil później zabija Rycerza Zakonu (w tym świecie to najbardziej przejebani wojownicy, z jakimi można się spotkać) bo NIE WIE kim są Rycerze Zakonu i NIE MA ŚWIADOMOŚCI, że są niezwyciężeni… serio. Dodatkowo autor strasznie się jara tą postacią, bo on nie jest zły… jest dobry, a jedynie AMORALNY i nie rozumie, że to, co robi jest złe.
No i zgniła wisienka na wielkim torcie ulepionym z gówna…
Achaja – córka Archentara kurwa WE WSZYSTKIM NAJLEPSZA!!! W mieczu, we włóczni, w łuku, w tarczy, w kopii, w filozofii, matematyce, poezji, śpiewie, w kurwa wszystkim… Swoimi umiejętnościami dalece wyprzedza możliwości chłopców w swoim wieku i ma najlepszych nauczycieli (zapamiętajcie to, bo to bardzo ważne). Też Achaja – miła, spokojna, pokorna dziewczyna, obdarzona (cóż za przypadek!) niesamowitą inteligencją. Dystyngowana panienka z dobrego domu, której niczego nie brakuje, jednak wrodzona skromność sprawia, iż nie podkreśla na każdym kroku swojej wyższości nad… chwila, zaraz… Achaja z I rozdziału to ta sama Achaja co w rozdziale III? Ach… ok. Dobra. Wszystkie wymienione powyżej cechy łączą się w tyleż nierealny, co dość rozpowszechniony typ bohaterki, nazywany Mary Sue. Tylko, że Achaja za chwilę zmieni osobowość. Nieoczekiwanie w rozdziale III okazuje się, że Achaja to bezczelna, rozkapryszona, wulgarna i pełna pretensji dziewucha, która „nie będzie tego robiła” albo „nie będzie tego nosiła” lub „dlaczego ten cham (jej dowódca) maczelność się do niej odzywać” i „kiedy podstawią jej wóz? No chyba nie będzie szła jak hołota?”. Serio… z miłej, skromnej, PONADPRZECIĘTNIE inteligentnej dziewczyny z wyższych sfer dostajemy dresiarę spod bloku. Wyobraźcie sobie taką blond tlenioną niunię w za ciasnej koszulce, żującą gumę, bywalczynię solarium z jebitnie różowym błyszczykiem na ustach, powtarzającą co rusz „O Jesssu…”. Czy to aby na pewno Achaja? Nie wiadomo. Trzy kolejne rozdziały później następna zmiana: teraz nasza bohaterka to ostra żyleta, objaśniająca dwóm dziesiętnikom, jakie właśnie wykonywane są manewry na polu walki i do czego dążą dowódcy… Za tymi przemianami nie stoi złożoność charakteru, celowa gra, reakcja na wydarzenia. Bohaterka po prostu swobodnie zmienia osobowość na taką, jaka autorowi pasuje do aktualnej sceny.
Czy tylko bohaterowie są napisani piórem maczanym w stolcu?
Niekoniecznie. Fabuła w żywe oczy kpi z inteligencji czytelnika. Jednym z głównych wątków fabularnych jest wojna pomiędzy Achają (15l.) oraz jej macochą (14l.). Do kwestii wieku wrócę później. Macocha Achai jest drugą żoną Archentara. Matka małego dziecka (syna), która martwi się o to, kto zostanie dziedzicem i spadkobiercą (Chwila! Książko! Czy nie powiedziałaś nam w pierwszym rozdziale, że Achaja nie może dziedziczyć ze względu na płeć?). Knuje więc spisek. Jako kobieta z rodu szlacheckiego należy do rodziny, która ma w wojsku „swoich ludzi” i nasza antagonistka postanawia to wykorzystać. I tutaj konkurs! Jak planuje pozbyć się Achai:
- Achaja zostanie otruta na jednostce.
- Któryś z ludzi ojca macochy zabije Achaję i upozoruje wypadek.
- Rodzina macochy Achai doprowadzi do wojny pomiędzy dwoma
państwami tylko po to, aby Achaja zginęła w bitwie lub dostała się do niewoli.
Chyba już zgadliście. Rodzina macochy poci się i sra pod siebie, że członek ich rodu może, moooże (bo tylu konkurentów do dziedzictwa) zostanie Arcyksięciem. Jako czytelnik zadaję sobie pytanie: czy to serio takie istotne? Skoro moja rodzina jest na tyle potężna, iż może przełamać pakty o tymczasowej nieagresji, dogadać się z wrogiem (Tak! Autor sugeruje, że było to zaplanowane wspólnie z przeciwną stroną) i doprowadzić do bitwy, w której ginie tysiąc obywateli twojego kraju, a drugie tyle trafia do niewoli… Brawo książko… to ma tyle sensu co wycieranie ciała pod wodą.
Niepokojące jest podejście autora do naszych bohaterek. Achaja lat piętnaście. Autor już przy pierwszym naszym z nią spotkaniu raczy nas opisami jej idealnych pośladków i dużych, jędrnych piersi. W zasadzie nie ma w tym nic złego, przecież mam świadomość, iż piętnastolatki mogą mieć idealne pośladki i duże jędrne piersi. Zaczyna to być jednak niepokojące, jeśli autor przypomina o tym, kiedy tylko ma okazję. I dostajemy sceny, w których:
Macocha obserwuje nagie, idealne ciało Achai (mlask) i jej duże piersi, i idealnie różowe sutki (mlask). Chciałaby je wychłostać (mlask).
Lub:
Ta zbroja rzemieniowa jest taka ciasna! (mlask) Różowe sutki Achai (15l., mlask) boleśnie ocierają się o zbyt ciasną zbroję. Lub dostają się między rzemienie, powodując jeszcze większy ból nabrzmiałych brodawek (mlask).
Tego jest naprawdę w opór! Do wyboru, do koloru. Zazwyczaj są to sceny o zabarwieniu (lekko albo i nie) sadomasochistycznym. Za każdym razem, kiedy widzimy Achaję nago, to musi być upokorzona albo torturowana w taki czy inny sposób. I odwrotnie: upokorzenie czy kara równa się obnażenie bohaterki. Macocha (14l.) na naszych oczach osiąga orgazm podczas psychicznego i fizycznego pastwienia się nad pasierbicą. Ok, powiedzmy, że jest to postać o skłonnościach sadystycznych, taka wizja autora. Jednak czternastoletnia dziewczyna przedstawiona jest jak sfrustrowana, stara baba z twarzą pokrytą zmarszczkami i obwisłymi cyckami. Zazdrości Achai wielkich piersi (mlask) (jakby ktoś jeszcze nie zauważył, Achaja ma WIELKIE piersi). Obchodzi ją dookoła i przygląda się jej idealnemu ciału (było już o wielkich piersiach?). Czytając niektóre sceny oczami wyobraźni widziałem pisarza. Nerd z nadwagą i niezdrową cerą. Wielkie okulary na nosie. Na otyłym cielsku poplamiony tłuszczem podkoszulek. Majtki spuszczone do kostek, a nasz autor opisuje (mlask) kolejne (mlask) przygody (mlask) naszej bohaterki. Okazuje się, że Pan Andrzej Ziemiański wygląda zgoła inaczej, jednak w moim wyobrażeniu już zawsze będzie tłustym oblechem.
Wróćmy jednak do Achai i wojska. W tym uniwersum KAŻDY niezależnie od płci i statusu społecznego musi przejść obowiązkową służbę wojskową. Książka sugeruje, że jak za łapówkę wręczoną odpowiednim osobom można wysłać kogoś innego zamiast swojego dziecka. Jednak nie w tym rzecz. Ja w wojsku nie byłem (A” Na stałe przeniesiony do rezerwy. Chwała dzielnym rezerwistom!) Jednak znam absurdy rządzące wojskiem. Dlaczego? Znam ludzi, którzy w wojsku byli i zdążyłem się nasłuchać. O „koceniu”, o „kocówach”, o „starym wojsku” i „młodym wojsku” i o innych mniej czy bardziej absurdalnych sytuacjach. Muszę również przyznać, że ilość moich znajomych, którzy byli w wojsku jest naprawdę niewielka, bo u nas łatwiej było go uniknąć niż w świecie Achai. Ale nawet ta skromna wiedza pozwala mi mniej więcej wyobrazić sobie, jak służba wojskowa wygląda. Tymczasem Achaja trafiająca na jednostkę nie tylko zachowuje się jak „legalna blondynka”, ale do tego KOMPLETNIE WSZYSTKO ją zaskakuje. Nie potrafi uniknąć najprostszej pułapki zastawianej przez dowódców (cała drużyna szoruje podłogę, jednak dziesiętnik wspaniałomyślnie pozwala Achai siedzieć i nic nie robić). Każdy element służby wojskowej jest dla niej niespotykany i niewyobrażalny. I tutaj nasuwa się kilka pytań.
- Gdzie się podziała nieprzeciętna inteligencja bohaterki?
- Czy Achaja nigdy nikogo nie zapytała jak wygląda służba wojskowa?
- Achaja otoczona niezliczoną służbą, gwardią i najlepszymi nauczycielami (Przypomnijmy, iż każdy musiał służbę odbyć) nigdy nie słyszała opowieści o wojsku?
Książko do chuja! Skoro ja nie byłem w wojsku, a wiem czego mógłbym się spodziewać, pomimo, iż jedynie kilku moich znajomych było w wojsku, to dlaczego Achaja, w której świecie wszyscy byli w wojsku nie ma o nim KOMPLETNIE JAKIEGOKOLWIEK POJĘCIA!!!
⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔⇔
Zastanawiacie się pewnie, skąd taki nietypowy wstęp poświęcony fekaliom. Otóż już tłumaczę. Biorąc do ręki książkę w zasadzie już po kilku stronach, czy czasami nawet zdaniach, jesteśmy w stanie określić, czy mamy do czynienia z chłamem, czy raczej z czymś, co da się czytać, a może nawet będzie nam to czytanie sprawiało frajdę. „Achaja” jest inna. Początkowo prowadzenie narracji, opisy, dialogi, bohaterowie… po prostu wszystko jest naprawdę zajebiste. I kiedy zaczynasz już wciągać się w opowieść, nagle dostajesz w ryj prawym prostym idiotyzmu. Wstajesz na nogi i czytasz dalej. Znowu jest spoko. I ciach! Dwa szybkie proste braku logiki i sierpowy ignorancji znów powalają Cię na kolana. Wstajesz drugi raz, ale tym razem podnosisz gardę i dociera do Ciebie, iż książka nie daje Ci jedynej rzeczy jaką powinna Ci dać… przyjemności.
Nie polecam. Gorąco odradzam. Kawał śmierdzącej kupy… najgorsze jest to, że druga część zdobyła jakieś nagrody. Za co? Nie wiem. I nie dowiem się bo nigdy na pewno nie sięgnę już po „Achaję”. Może z wyjątkiem recenzji na Niezatapialnej Armadzie
Ocena:
„Choć to fizyce wbrew,
Wskazówka cofa się…”
Lady Punk „Mniej niż zero”
Do następnego!