Historia ma to do siebie, że można ją opisywać na setki różnych sposobów. Tam, gdzie jedni opisują siebie w roli ofiar, inni swoją historię przedstawią zupełnie inaczej.
Bywają też powieści, które jedyne co mają wspólnego z prawdą historyczna, to bohaterowie w niej przedstawieni.
Taką też alternatywną historię, typu „co by było, gdyby…” przedstawia nam Robert Conroy w swojej książce Ostatnia wojna Himmlera.
Czy wymyślanie alternatywnej historii na potrzeby powieści wojennej ma sens w tym przypadku?
Autor: Robert Conroy
Tytuł: Ostatnia wojna Himmlera
Kategoria: fantastyka historyczna, historia alternatywna
Wydawnictwo/Rok wydania: Czerwone i Czarne – 2013
Ilość stron: 446
Zatem, jak to z tą wojną było
Rok 1944, czerwiec. Hitler ginie niespodziewaną śmiercią, władzę nad Trzecią Rzeszą, oraz wojskami Wehrmachtu podstępem przejmuję Heinrich Himmler. Zawiera tajny pakt o nieagresji z Rosjanami, dodatkowo wykupując od nich kilkaset rosyjskich czołgów. Jednakże ani Amerykanie, ani Rosjanie nie wiedzą, że Himmler dysponuje również tajną bronią, jaką jest bomba atomowa. Kiedy walki ustaną po jednej stronie – ze zdwojoną siłą nasilą się po stronie przeciwnej, jednakże chwilowy pokój może być tylko celową przykrywką do wykorzystania okazji, by wyeliminować przeciwnika bardziej podstępnie, niż prowadząc wojska ku zwycięstwu.
I kto tu wygrał?
Ostatnia wojna Himmlera oprócz wątku głównego, jakim jest wojna Himmlera z Rosjanami, oraz Amerykanami, zawiera również wiele wątków pobocznych. Mnogość bohaterów zatem może sprawić, że Czytelnik może poczuć się zagubiony. Nie brakuje tutaj rozwijającej się miłości, czarnych owiec wojny, pozytywnych bohaterów, a także mnóstwa batalii zarówno na lądzie, jak i też w powietrzu.
W moim odczuciu książka ma trzy wady, z czego dwie, według mnie, dość męczące.
Pierwszą z nich jest czcionka – niestety, jest strasznie mała, przez co lektura Ostatniej wojny… była męcząca. Szkoda, że zastosowano tutaj taki drobny maczek. Gdyby chociaż wydawca powiększył czcionkę chociaż odrobinę, myślę, że czytanie sprawiłoby więcej frajdy.
Drugą wadą książki jest jej zakończenie – moim zdaniem zabrakło tutaj rozmachu, autor natomiast poszczególne wątki starał się zamknąć „na szybko”, byleby skończyć materiał. Nie twierdzę, że zabrakło tutaj akcji, akcja jest, ale opisana, w moim odczuciu na „odczep się”.
Pomysł na fabułę Conroy miał niezły. Wykonanie z jego strony, z początku, budowało uczucie tego „co będzie dalej”. Wątki poboczne można było przełknąć, chociaż wlokły się one niczym mucha w sadzy. Ciężko było jednak wczuć się w poszczególne postacie, gdyż było ich po prostu za wiele. Nie jest to istotna wada, ale sprawiała, że bohaterowie dla mnie byli po prostu bezosobowi.
„Ostatnią wojnę Himmlera” do pewnego momentu czytało się z zaciekawieniem, później natomiast z lekkim znużeniem, by pod koniec ją „przemęczyć” i przeczytać do końca, odłożyć na półkę i więcej do niej nie wracać. Tak jak pisałem akapit wyżej, Conroy pomysł na książkę miał niezły, niestety, wykonanie chyba autora przerosło i to, co na początku mogło wydawać się ciekawe, na końcu wyszło… średnie.