Wszystko, czego pragnęliśmy
Wszystko, czego pragnęliśmy – o bohaterach i fabule
Finch, pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Nie brakuje mu niczego, jego koledzy to uczniowie tej samej, prestiżowej szkoły, a na dodatek dostał się na wymarzony Uniwersytet.
Młodsza Lyla trafiła do tej samej szkoły tylko dzięki stypendium. Wychowuje ją samotnie ojciec, jej matka porzuciła ich, gdy Lyla była dzieckiem, i tylko sporadycznie pokazuje się córce.
Jedna wspólna impreza burzy ich świat. I nie tylko ich, lecz także ich rodzin. Finch robi pijanej Lyli kompromitujące zdjęcie, a ono szybko rozchodzi się wśród wszystkich znajomych. Jak bardzo wpłynie to na losy naszych bohaterów?
Moje wrażenia po lekturze Wszystko, czego pragnęliśmy
Po raz kolejny wychodzi na jaw, jak bardzo do tyłu jestem ze współczesną twórczością. Jeszcze jakiś czas temu – częściej po raz kolejny sięgałam po ulubioną książkę, lub odwiedzałam bibliotekę, niż śledziłam nowości. Na szczęście ostatnio się to zmienia (w dużej mierze dzięki serwisowi CzytamPierwszy 😉 ), i żałuję, że tak późno zaczęłam śledzić nowinki wydawnicze, bo co rusz znajduję jakieś perełki.
Jedną z tegorocznych jest niewątpliwie książka Giffin. Nie dość, że sama historia porusza ważny temat, będący jak najbardziej na czasie, to do tego jest i wciągająca, i napisana bardzo przyjaznym językiem. Bohaterowie opowieści podbili moje serca swoją „prawdziwością”, i (nie wszyscy oczywiście) bardzo mądrym podejściem do życia.
Zarówno Finch jak i Lyla są typowymi nastolatkami – za wszelką cenę próbującymi dostosować się do otoczenia. Zwłaszcza Lyla, dla której nowe środowisko stanowi wyzwanie, a z powodu swojego zadurzenia w Finchu jest skłonna puścić w niepamięć całą dramatyczną sytuację, przez co naraża się na jeszcze większe problemy.
Poznając bliżej rodziców Fincha zaczynamy się zastanawiać – co ich do jasnej anielki łączy?! Kirk to typowy bufon, który uważa, że kasą zawsze i wszędzie wszystko załatwi, czego też uczy swojego syna. Nina mi zaimponowała swoją postawą: większość rodziców za wszelką cenę broni swoich dzieci przed konsekwencjami ich czynów, bo „to przecież tylko dziecko”, „bo zniszczy mu to życie”. Jak spotykam się z taką postawą, to aż mną trzęsie. Jasne, rozumiem, że kochający rodzic chce dla dziecka jak najlepiej, lecz nie można uczyć młodych ludzi, że zawsze im się upiecze. Później zderzenie z rzeczywistością dorosłego życia może być brutalne i ich przerosnąć.
Żałujesz, że to zrobiłeś? Czy, że ludzie się dowiedzieli?
Nina pokazuje synowi, że nie ważne, co ludzie powiedzą, ważne są prawdziwe uczucia, i sprawiedliwość. Zresztą w rozmowie z ojcem Lyli (i niejednokrotnie później) pokazuje tę samą postawę:
Po nikim nie próbuję sprzątać (…). Przyszłam tu tylko po to, żeby Ci powiedzieć, że mi przykro.
Tom, ojciec Lyli również zasługuje na brawa. Mimo, że samotnie wychowuje córkę, to nie pozwala jej na wszystko. Nie próbuje rekompensować Lyli nieobecności matki dając jej wolną rękę we wszystkim. Równocześnie nie jest tez zbyt surowy: naprawdę stara sie zrozumieć dorastającą córkę, i choć możemy się domyślać, że mężczyźnie trudniej w takiej roli, to naprawdę staje na wysokości zadania.
Dobra, może już nic więcej nie powiem, bo za chwilę zacznę spoilerować za bardzo 😉 Ale Wszystko, czego pragnęliśmy jest książką, która naprawdę daje do myślenia i siedzi w głowie przez drugie tygodnie. Czego dowodem jest choćby niniejsza notka, którą piszę 2 miesiące po przeczytaniu książki: z głowy, bez żadnych notatek (no dobra, cytaty sobie zaznaczyłam ;-P ).
Gorąco polecam!